ROK W IRLANDII, CZYLI ZIELONE PODSUMOWANIE

W ostatnim czasie pojawiło się mnóstwo nowych osób na fanpage'u Żyj Zielono, więc przybliżę wam trochę moje życie prywatne. Jestem w szoku jakim ogromnym zainteresowaniem cieszy się strona i to co do was piszę, a zwłaszcza artykuły na tematy związane ze zdrowiem, wegetarianizmem i lifestyle'm. Pewnie nie wszyscy z moich czytelników wiedzą, że mieszkam i pracuję na stałe w Irlandii i nikt mi nie płaci za prowadzenie bloga (nie raz padło takie oskarżenie) i jest to wyłącznie moje hobby.
W maju minął rok odkąd tu jestem i rok odkąd regularnie publikuję na blogu, dlatego dzisiaj podzielę się z wami przemyśleniami w tej kwestii.
Przyjechaliśmy tutaj w poszukiwaniu lepszego życia, a głównym celem pobytu jest odłożenie jak największej ilości pieniędzy, które pomogą nam w realizacji planów w przyszłości i powrót do Polski. 
Dzisiaj opowiem wam czy Irlandia naprawdę jest taką zieloną wyspą i czy rzeczywiście ciągle pada jak myśli wiele osób. Opowiem jak żyje się w kraju Guinnessa i pasterzy, czy wegetarianie i weganie mają tu łatwo, jaki jest stosunek Irlandczyków do ekologii i odżywiania, czy faktycznie jest tak drogo jak głoszą ostatnio media oraz jak przystosować się do życia w obcym kraju na własnych (zielonych) zasadach. Będzie mnóstwo prywaty, a wszystko okraszone odrobiną humoru i kilkoma zdjęciami.  
Jesteście ciekawi? 
Zapraszam do lektury!

JAK WYGLĄDA ŻYCIE W IRLANDII




IRLANDIA OCZEKIWANIA VS. RZECZYWISTOŚĆ

Minął rok. Rok, który obfitował w liczne wydarzenia rodzinne, rok który dał mi ogromny rozwój osobisty, rok w którym podjęłam mnóstwo ważnych życiowych decyzji (m.in. przyjęte oświadczyny i pierwsza duża inwestycja finansowa, która będzie swego rodzaju dochodem pasywnym), rok w którym przewartościowałam swoje życie po raz kolejny, oraz rok w którym zyskałam mnóstwo pewności siebie i zmieniłam swój światopogląd.
Wyjeżdżając za granicę nie miałam żadnych oczekiwań wobec kraju do którego jadę. Nie znałam języka na tyle, żeby ubiegać się o pracę marzeń... Zaczęło się ciężko - od zmywaka i mycia kibli przez pierwsze kilka miesięcy. W maju minął rok, podczas którego opanowałam język angielski w takim stopniu, że... zostałam supervisorem w restauracji, w której zaczynałam na zmywaku.
Czyli jak się chce, to można ;)
Przez ten rok rozwinęłam również bloga na tyle, że nie boję się już hejtu i opinii internetowych trolli.  Jestem ogromnie podekscytowana, kiedy pojawia się jakikolwiek feedback od Was, ponieważ na początku bloga czytałam ja, mój narzeczony i kilka osób z rodziny i znajomych. Ale to dzięki Wam, wiem że to co robię ma sens i godziny spędzone nad badaniami, artykułami i książkami są warte wysiłku, nawet jeśli tylko jedna osoba powie, że napisałam coś mądrego. 
Irlandia dała mi mnóstwo rozwoju, dała mi szansę na poznanie siebie i przede wszystkim tutaj jestem w stanie żyć na takim poziomie, na jakim z pewnością nie mogłabym sobie pozwolić w Polsce, gdybym została.
Minął rok, lecz pomimo wszystkich dobrych zdarzeń przeżywałam ostatnio swego rodzaju kryzys. To fakt - nie miałam oczekiwań, a jedynie plany, aby uzbierać pieniądze i wrócić. Jednak mój cel jest tak czasochłonny, że jestem sfrustrowana tym faktem i czasami mam wrażenie, że mimo pracy, którą lubię, wcale nie najniższych zarobków, o których w Polsce mogłabym pomarzyć, mimo piękna przyrody, która mnie otacza, coś jest nie tak i życie ucieka mi przez palce... W końcu praca w weekendy potrafi doszczętnie zniszczyć życie towarzyskie. Zazdroszczę znajomym oraz mojemu narzeczonemu, który zmienił niedawno pracę (przestał być rzeźnikiem, ufff!) wolnych weekendów. Wszyscy pracują od poniedziałku do piątku i spędzają wspólnie czas, mogą gdzieś pojechać, pozwiedzać czy pójść na  wspólną kolację, a mój weekend wypada w środku tygodnia, kiedy oni są zajęci.
Z drugiej strony bardzo często zastanawiam się jednak, co by było gdybym została w Polsce... Pewnie miałabym wokół siebie mnóstwo fantastycznych ludzi (jak ja za wami wszystkimi tęsknię!!!), jednak nigdy nie spełniłabym swoich marzeń i wtedy kryzysowe myśli szybciutko przechodzą, bo wiem, że pewnego dnia wrócę do Polski i zacznę wszystko od nowa, because I'm a supergirl, and supergirls don't cry.
Wszystko jest kwestią obranych priorytetów w życiu, a cena którą płacę teraz zwróci mi się z nawiązką. 

No dobra ale dość smętnych opowieści. Miało być nieco humoru, a jakoś tak się rozkleiłam. To  pewnie wszystko przez tą irlandzką deszczową pogodę...

OWCE I PUBY, CZYLI IRLANDZKI KLIMAT, POGODA I PRZYRODA

Irlandia bez owiec, pubów i deszczu nie byłaby prawdziwą Irlandią. W wielu malutkich miejscowościach w Irlandii ciężko znaleźć sklep, za to bez problemu znajdziemy... pub. Tak się składa, że my również mieszkamy nad pubem. Wiele osób pewnie w tym momencie dozna ciężkiego szoku, gdyż pub u nas w Polsce kojarzy się z głośną muzyką, posiadówkami do 4 nad ranem i ogólnie dużym hałasem (większy hałas robię jak ćwiczę z Chodą w domu 😂😂). Nie w Irlandii. Tutaj puby czynne są od południa zazwyczaj do północy, a potem wszyscy idą grzecznie spać, co nie znaczy, że stronią od alkoholu. Wręcz przeciwnie, ale o tym za chwilę. Wyjątkiem są oczywiście puby w Dublinie oraz innych dużych miastach - tam czynne są nieco dłużej ze względu na turystów, czego świetnym przykładem jest Temple Bar widoczny poniżej, gdzie można napić się słynnego Guinnessa oraz irlandzkiej whiskey.



Ideą irlandzkich pubów jest przede wszystkim integracja okolicznych mieszkańców. Puby w zamierzchłych czasach były drugim domem dla wielu ludzi, którzy przychodzili tam, aby odpocząć po pracy i pobyć ze znajomymi oraz z rodziną. Mówiło się, że pub to dom publiczny (nie kojarzyć z burdelem), czyli dom dla wszystkich. Obecnie można je podzielić na dwie kategorie: te do odpoczynku (np. ten, nad którym ja mieszkam) oraz te na imprezy, gdzie bywalcy odlatują już o 21 z powodu niewydolności wątroby. Tak... Irlandczycy piją alkohol na potęgę. Ostatnio nawet ukazał się artykuł, w którym czytamy, że Irlandczycy znaleźli się na czwartym miejscu pod względem ilości spożywanego alkoholu (!) tuż za Niemcami, Austrią i Czechami (zaszczytne pierwsze miejsce). Rosja z wódką może się przy nich schować. Jak widać nie pomaga nawet podniesiona akcyza. No ale co tu robić kiedy za oknem ciągle pada, wieje i ogólnie jest do d...

Nie no żartowałam. To nie jest tak, że ciągle pada i nie da się żyć, a słońce jest tylko wtedy kiedy pojedziesz na wakacje na Florydę. Kiedy pisałam tego posta, siedziałam na dworze, była piękna słoneczna pogoda a temperatura oscylowała wokół 30 stopni, a był to koniec czerwca. Taki mamy klimat. 

Mimo deszczowej pogody w okresie jesienno-zimowym i często pochmurnej aury, jest tu wyjątkowo zielono, a klimat jest w miarę łagodny przez cały rok. Takie warunki atmosferyczne sprawiają, że bujna przyroda zachwyca na każdym kroku. Prócz tego zróżnicowane ukształtowanie terenu, które wynika z budowy geologicznej wyspy powoduje, że pogoda potrafi zmienić się diametralnie i kilkukrotnie w ciągu zaledwie kilku minut. Z ogromnej ulewy wychodzi słońce i na odwrót - z pięknej słonecznej pogody ni stąd ni zowąd pojawia się burza i gradobicie. Krajobraz jest unikalną mieszanką terenów górskich, zbiorników wodnych, łąk, torfowisk i przede wszystkim pastwisk położonych w centralnej części wyspy. Także jest co zwiedzać w wolnym czasie.


Enniskerry
wieś Enniskerry w hrabstwie Wicklow, w tle masyw Sugar Loaf
Nieodłącznym elementem irlandzkiego krajobrazu są oczywiście owce. Irlandia to kraj typowo pasterski. W kraju, gdzie nie ma wilków owce mogą się bezkarnie przemieszczać po łąkach, górach, i klifach. Mogą nawet żwawo i bezkarnie hasać po drogach, uciekając swoim właścicielom (widziałam na własne oczy!), mogą także pić piwo w pubie, pozować do zdjęć etc. A każdy, pies który będzie je niepokoił zostanie odstrzelony.

Owce w dolinie Glendalough


Miejscowość, w której mieszkam i pracuję położona jest na terenie pasma górskiego o nazwie Wicklow - przepięknej krainy z jeziorami w bliskim sąsiedztwie wybrzeża morskiego. Mam to szczęście, że tuż obok gór mam morze i kiedy tylko pogoda dopisuje biegnę rankiem podziwiać wschody słońca.

Wschód słońca 5:00, Greystones

Bywają jednak momenty skrajne jak huragany, zimowy paraliż czy intensywne opady deszczu, których nie spotyka się w Polsce. Najśmieszniejsze jest to, że wszystkie anomalie pogodowe zdarzają się zawsze wtedy, kiedy wylecimy z Irlandii. Pierwszy raz kiedy mieliśmy nieprzyjemność doświadczyć skutków huraganu był powrót z Polski na początku listopada ubiegłego roku. Huragan Ophelia tak szalał na wschodnim wybrzeżu, że większość lotów do Dublina była albo opóźniona albo odwołana. Myśmy akurat mieli to szczęście w nieszczęściu, że polecieliśmy. Jednak tych ogromnych turbulencji, podczas których myślałam, że samolot zaraz się rozleci i powrotu na piechotę w środku nocy przez naszą wioskę, gdzie jedyne przejście było zawalone drzewami, nie zapomnę do końca życia. Kolejną ciekawą historią jest przypadek tegorocznej zimy w Irlandii. Wyspa generalnie ma całkiem łagodny klimat, jednak w tym roku zima zaskoczyła wszystkich. Opady śniegu, których mieszkańcy nie pamiętali od ostatnich 40-lat sparaliżowały niemal cały kraj. Zamknięte sklepy, szpitale, banki, restauracje, odwołane wszystkie loty i totalne odcięcie od reszty świata. Tak właśnie wyglądała rzeczywistość na przełomie lutego i marca tego roku, z powodu której utknęliśmy dłużej na urlopie w... Barcelonie.

Po lewej Barcelona, a po prawej mój rower w tym samym czasie w Irlandii (zdjęcie zrobiła nasza sąsiadka).

JEDZENIE, CZYLI ZOSTAŃ WEGE W IRLANDII

Typowe irlandzkie śniadanie, czyli irish breakfast to smażone jajka, kaszanka, kiełbasa, bekon, fasola, grzyby i pomidor, podawane z tostami i okraszone sporą ilością tłuszczu. Takie śniadanie dostaniemy niemal w każdej restauracji. Często dodatkiem są frytki (chips) podawane z ketchupem i polane octem (o, zgrozo!).  Podobnie jak Polacy, Irlandczycy kochają jeść. Ma być przede wszystkim dużo i tłusto. Niestety widać to gołym okiem. Irlandia to w dużej mierze kraj grubasków, którzy nie przywiązują szczególnej uwagi do wpływu sposobu odżywiania na wygląd i stan zdrowia. Oczywiście jak wszędzie są osoby, które są szczupłe i wysportowane, jednak na tle całego społeczeństwa nie jest to szczególnie oszałamiająca liczba.
Irlandczycy lubują się w mięsie wołowym, baraninie, przetworzonym jedzeniu i... ziemniakach. Tylu odmian tego warzywa nie widziałam nigdzie indziej jak właśnie tutaj. Uprawa ziemniaków jest tutaj bardzo popularna i tania ze względu na niesprzyjający klimat do uprawy jakichkolwiek innych warzyw czy owoców, a ziemniak jak to ziemniak - wyrośnie niemal wszędzie, zwłaszcza na terenie podmokłym. Zamawiając obiad w restauracji, kelner zawsze Cię zapyta jakie chcesz ziemniaki. Czy frytki mają być cienkie, grube, z grilla, pieca, frytkownicy czy może wolisz chipsy do kanapki?
Na temat ziemniaka, czy jak kto woli kartofla można by śmieszkować jeszcze długo, jednak jest on nieodłącznym elementem irlandzkiej historii, którą przytacza mój znajomy również mieszkający na wyspie. A historię możecie przeczytać poniżej:

#16 #daily #ireland #photography były owce, teraz pora na... Kartofle :D Ziemniaki sprowadzono do Irlandii około roku 1590. Plonowały obficie, ponieważ rodzą się również na niezbyt żyznych glebach, a tamtejszy umiarkowany, wilgotny klimat sprzyja ich uprawie. Stały się pożywieniem ludzi i zwierząt. W połowie XIX wieku obsadzano nimi blisko trzecią część gruntów ornych. Bez mała dwie trzecie zbiorów konsumowali ludzie. Przeciętny Irlandczyk codziennie jadał kartofle i był to niemal jedyny jego pokarm. Wyżywienie wielu ludzi zależało więc prawie wyłącznie od jednej rośliny, a to łatwo mogło się skończyć katastrofą. Co będzie, jeśli ziemniaki nie obrodzą? Frytki zjesz tutaj wszędzie! Są podstawą wszystkich szybkich knajpek, ale fakt wszystkie robione na świeżo mają niepowtarzalny smak! :) #instafood #potato #chips #omnomnom #instagram #instagood ;)
Post udostępniony przez Krzysztof Waluś (@irlkristrip)


Mimo, że irlandzkie jedzenie jest moim zdaniem okropne (no ileż można jeść te ziemniaki na okrągło?!), to wegetarianie i weganie wcale nie muszą się niczego obawiać, no chyba że bardzo lubicie ziemniaki...
Jak na zachodni kraj przystało, Irlandia podąża za rosnącym trendem na dietę roślinną i w sklepach znajdziemy mnóstwo produktów wegańskich i wegetariańskich. Ceny warzyw i owoców również nie są szczególnie wygórowane, a porównując do cen w naszym kraju, powiedziałabym, że tutaj jedzenie jest proporcjonalnie tańsze. Chociaż to również zależy od osobistych preferencji. Można iść do sklepu, wydać 30 euro i wyjść z małą torbą, a można wyjść z dwiema wypchanymi po brzegi i wydać tyle samo.
Kiedy mieszkałam w Polsce, miałam spory problem z zakupem taniego i dobrej jakości mleka roślinnego. Ceny mlek roślinnych w Polsce wahają się od 5 zł do około 10 zł za karton. Tutaj natomiast mlek roślinnych mam do wyboru do koloru. Moim najczęstszym wyborem jest organiczne mleko ryżowe w cenie ok. 2 euro za karton, gdyż ma fajny skład (bez żadnych konserwantów, dodatków i słodzików) i jest przepyszne (idealne do owsianki i smoothisów). <3 nbsp="" p="">Podsumowując: osoba na diecie roślinnej, gotująca w domu, dbająca o swoją dietę i zdrowie, sporadycznie jedząca na mieście (tak, to wszystko o mnie), musi się naprawdę wysilić (albo dużo jeść), żeby wydać więcej niż 60 euro na tydzień na jedzenie. A jak się mieszka we dwójkę, tak jak w naszym przypadku, to spokojnie można się zamknąć w 100 euro i wcale nie przymiera się głodem!


pełnoetatowa praca i wszędobylskie ziemniaki nie są wymówką ;) 

Przykładowe zakupy


Jak grzyby po deszczu wszędzie wyrastają również wegańskie knajpki (może ja też w przyszłości taką otworzę?). Od kilku lat w naszej miejscowości ogromną popularnością cieszy się wegańska knajpka o wdzięcznej nazwie The Happy Pear (Szczęśliwa Gruszka), której założycielami są bracia bliźniacy David i Stephen Flynn. Knajpka oferuje jedzenie przygotowywane na miejscu, a także szeroką gamę produktów, które można kupić w okolicznych sklepach, takich jak zupy do podgrzania, przekąski, batony energetyczne i soki. Wszystko oczywiście w duchu weganizmu i zdrowego odżywiania. Także jeśli będziecie mieli okazję, koniecznie tam zajrzyjcie!
A moim faworytem w menu jest Budda Bowl, którą widzicie na zdjęciu poniżej.




W stolicy, Dublinie, wegańskich i wegetariańskich knajpek jest oczywiście cała masa, aczkolwiek wiele normalnych lokali zawsze ma w menu jakieś wege danie. Tutaj, mimo że lubię nazywać Irlandię wsią Europy, nawet małe wioski mają swój wege raj.

PRZECZYTAJ TAKŻE: JESTEM WEGE A MÓJ FACET JE MIĘSO. JAK Ż(R)YĆ?! 

Generalnie po roku mieszkania tutaj nauczyłam się, które produkty warto kupować, a które lepiej omijać szerokim łukiem. Mam manię na punkcie nieprzetworzonej i prostej żywności i mój koszyk w sklepie zawsze wypełniony jest owocami i warzywami. Omijam szerokim łukiem nadmuchane pieczywo, półki ze słodyczami (co ciekawe np. w Aldim jest to pierwsza półka po wejściu do środka), wszelką paczkowaną i przetworzoną żywność typu pizza, gotowe dania mrożone, mięso, większość nabiału i inne tego typu rzeczy.

IRLANDZKA EKOLOGIA 

No dobrze, ale dosyć słodyczy. Pora na gorzkie żale.
Najbardziej frustrującym faktem w Irlandii jest wszechobecny plastik. Co mnie tutaj najbardziej irytuje to zapakowane w folię warzywa i owoce w sklepach, co można zobaczyć na jednym ze zdjęć powyżej (paczkowane ziemniaki, pieczarki, pomidory, cukinie, owoce). Wszystko jest tutaj paczkowane. Niby chodzi o względy higieniczne, wygodę i bezpieczeństwo, jednak moim zdaniem to ogromna przesada. Po pierwsze: kiedy rozpakowuję zakupy w domu, to za 5 minut mam torbę  pełną śmieci, na widok których mam złamane serce i myślę o tym czy da radę je wszystkie poddać recyklingowi (potem całe tony plastiku dryfują po oceanach zatruwając środowisko). Po drugie często są to duże paczki owoców czy warzyw, przez co wiele się marnuje, ponieważ ludzie często nie są w stanie tego zjeść. Przypomnę tylko, że przykładowo plastikowa torebka rozkłada się ok. 500 lat rozkładając się na mikroplastik, który może znajdować się nawet w wodzie pitnej i szkodzić zdrowiu ludzi.
Owszem, są miejsca gdzie można kupić owoce i warzywa bez opakowań i jak tylko mam okazję to tam kupuję (np. wspomniany Happy Pear oraz odkryty niedawno sklepik ze zdrową żywnością w wiosce obok), jednak kiedy robimy zakupy raz czy dwa razy w tygodniu, to wygodniej jest nam je zrobić w jednym miejscu, ze względu na oszczędność czasu.
Mimo wszechobecnego plastiku, Irlandczycy mają coraz większą świadomość ekologiczną. Dzięki społecznej inicjatywie w ostatnim czasie koncern Lidla wycofał ze swoich sklepów dużą część plastikowych opakowań, w które były owijane owoce i warzywa. Nie zmienia to jednak faktu, że takie działania to wciąż za mało i liczę na to, że wkrótce kolejne sklepy podążą tą samą drogą.
Irlandczycy są także miłośnikami wszelkiego jedzenia i napojów na wynos, pakowanych w jednorazowe naczynia, sztućce, słomki czy kubki. Największym problemem jest utylizowanie tego typu śmieci, ponieważ wiele z nich jest zwyczajnie porzucanych na ulicach, szlakach turystycznych czy plażach, którymi potem pożywiają się nadmorskie ptaki. Dlatego mam nadzieję, że ustawa nad którą pracuje parlament europejski nakaże wkrótce całkowitą rezygnację z naczyń jednorazowych i zastąpienie ich alternatywami.
Nie mówię, że w Polsce tak się nie dzieje, jednak chcę uświadomić wszystkich, że mieszkamy na jednej planecie i to od nas zależy jak ona będzie wyglądała i w jakim stanie pozostawimy ją dla przyszłych pokoleń.

PODSUMOWANIE

Mimo wielu niedogodności, tęsknoty za Polską i polskimi zwyczajami, nie żyje się tutaj najgorzej. Po roku mieszkania tutaj wiem, gdzie można dobrze i roślinnie zjeść, gdzie zaopatrzyć się w dobre pieczywo i warzywa, czy gdzie jest najlepszy pub w okolicy serwujący nie tylko Guinnessa.
Czy tutaj zostanę? Jak na razie mówię: kiedyś wrócę do Polski. Może się to zmieni, może nie. 
Za rok kolejne podsumowanie! 

Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa. Kopiowanie i udostępnianie wyłącznie za moją zgodą. 


Spodobał Ci się wpis? Polub na facebook'u i udostępnij znajomym! 



2 komentarze:

  1. Bardzo mily wpis i podobna historia. Dwa tygodnie temu minął nam rok w Ie, wasze losy są bardzo pododne do naszych (nawet mój mąż był rzeźnikiem),pozdrowienia z Co Wexford.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam Rodaczkę w takim razie! Może kiedyś uda się spotkać na kawę ;)

      Usuń

Copyright © 2016 ŻYJ ZIELONO , Blogger