JESTEM WEGE A MÓJ FACET JE MIĘSO. JAK Ż(R)YĆ?!

Dawno mnie tu nie było, więc pora nadrobić zaległości! Moja nieobecność na blogu wynikła z przedłużonych wakacji w Barcelonie, gdzie krótką zdjęciową relację możecie zobaczyć na moim Instagramie oraz przymusowego remontu w mieszkaniu, który nadal trwa...
Ale do rzeczy! No właśnie. Jak żyć, kiedy jesteś jedyną osobą w swoim otoczeniu, która praktykuje dietę roślinną? Zapewne niejedna z was (lub niejeden, co rzadsze) zastanawia się jak żyć, kiedy druga połówka nie ma najmniejszego zamiaru rezygnować ze swoich preferencji żywieniowych. Co robić w trakcie rodzinnych obiadów, wspólnych wyjść do restauracji, spotkań towarzyskich, kiedy inni uśmiechają się półgębkiem w Twoją stronę i traktują Cię jak kosmitę? Jak odpierać argumenty przemawiające za tym, że pij mleko będziesz wielki i jak racjonalnie wyjaśniać swoje wybory?
Jestem żywym przykładem, że wszystko się da, nawet życie z facetem, który pracuje w... sklepie z mięsem. I wcale nie jest to takie trudne. 
Jeśli jesteście ciekawi odpowiedzi na te i inne pytania, zapraszam do lektury! 






JAK WYTRZYMAĆ PRESJĘ OTOCZENIA - RODZINY I ZNAJOMYCH MIĘSOŻERCÓW?

Jesteś na diecie roślinnej - to już oczywiste, inaczej nie czytał(a)byś tego. Nie jesz zwierząt, a może nawet jajek i nabiału. Jednak idziesz do babci w odwiedziny, a babcia wpycha w ciebie rybkę na obiad, no bo przecież rybka to nie mięso, albo co gorsza tego nieszczęsnego schabowego. Jak zatem wytłumaczyć babci, że rybka to też zwierzątko, a ten sos w mizerii jest ze śmietany, której też nie jadasz... Babcia rozczarowana, bo się napracowała, Ty nie wiesz jak się zachować, żeby nie robić babci przykrości, wszyscy niezadowoleni i jak tu żyć?!

Jeśli nie chcesz robić babci, mamie, komukolwiek przykrości z powodu pracy jaką ta osoba włożyła w przygotowanie posiłku dla Ciebie, a jednak sumienie nie pozwala Ci go zjeść, użyj argumentu zdrowia. Jest to mała manipulacja, jednak wilk jest syty i owca cała. Wystarczy powiedzieć, że takie a takie produkty Ci szkodzą i źle się po nich czujesz, albo lekarz/dietetyk Ci zabronił. A jak wiadomo - z lekarzami się nie dyskutuje. U mnie kilkakrotnie zadziałało, a teraz kiedy już wszyscy wiedzą jak się odżywiam, nie mam problemu z komunikowaniem, że nie jem zwierząt i już. Z czasem wystarczy, że stopniowo zaczniesz uświadamiać otoczenie, dlaczego zdecydowałaś/eś się na dietę roślinną i jakie to niesie ze sobą korzyści, nie tylko zdrowotne. Jeśli osoby w Twoim otoczeniu wykazują choć odrobinę empatii wobec zwierząt, z pewnością zrozumieją Twój światopogląd, a może nawet sami zmienią nieco swój sposób odżywiania i ograniczą jedzenie mięsa. Najważniejsze to pokazywać swoją postawą, że nie jesteśmy oszołomami i nie zachowywać się jakbyśmy nigdy nie jedli mięsa.


ROŚLINOŻERCA W GOŚCIACH I W RESTAURACJI - JAK TO WYGLĄDA?

Nasi znajomi wiedzą jak się odżywiam i większość nie robi z tego problemu. Nie lubię natomiast kiedy ktoś mnie szufladkuje ze względu na mój sposób odżywiania nazywając mnie wegetarianką, weganką, jaroszką itp. Wolę raczej określenie: roślinożerca i takiego zwrotu używam również na blogu.

Kilka osób śmieje się ze mnie i mojego partnera, że jesteśmy przykładem idealnych przeciwieństw - on rzeźnik, a ja wege. Jak się z tym czuję? Z jednej strony trochę mnie to żenuje, gdyż jego praca to jedynie pewien etap przejściowy w życiu, z drugiej strony bywa śmiesznie w sytuacjach towarzyskich. Czy narzucam innym swój sposób odżywiania? NIE i jeszcze raz NIE. Zwłaszcza mojemu ukochanemu. Nigdy nikomu nie powiedziałam, że jeśli je mięso to jest mordercą, ciemnogrodem i barbarzyńcą, mimo że celowo stawiano przede mną górę parującego mięsa. Chociaż moim zdaniem - ludzie uważający się za chrześcijan - nie powinni jeść zwierząt. Ale to temat na osobną dyskusję.

Kiedy idę w gości, staram się być przygotowana. Wiem, że mogę nic nie zjeść, dlatego zawsze najadam się w domu lub biorę coś ze sobą. W przypadku przyjęć domowych, czy to u kogoś czy u nas - przygotowuję jedno danie "normalne" i jedno danie roślinne. Tak aby wszyscy byli zadowoleni. Chociaż ostatnio podczas urodzin mojego mięsojada, wygrała sałatka wegetariańska. Zniknęła zaraz po tym jak postawiłam ją na stole.

Jeśli chodzi o wyjścia do knajp - zawsze staramy wybierać takie, w których najedzą się wszyscy bez względu na preferencje żywieniowe.

hiszpańska paella w wersji wegańskiej (ryż, papryka, karczochy, kalafior, bób, groszek, ziemniaki, marchew)

hiszpańskie tapas: sałatka (jarmuż, quinoa, orzechy, pomidory) oraz patatas bravas z jajkiem (pieczone ziemniaki) i oczywiście sangria

CZY GOTUJĘ DWA OBIADY? 

Prawda jest taka, że czasami nie gotuje wcale, bo nie mam na to czasu. Mój partner je ze mną śniadanie, które zazwyczaj jest owsianką (tak wiem, owies ma gluten, jednak mniej szkodliwy niż ten pszenny), jaglanką lub inną kaszą (quinoa, gryka, amarantus - te są bez glutenu) bądź jajkiem z mnóstwem warzyw. 

Obiady, a raczej kolacje jemy około 19. Nie gotuję dwóch obiadów. W naszym domu to ja jestem osobą, która zazwyczaj przyrządza posiłki i są one głównie wegetariańskie, choć coraz częściej także wegańskie. Jeśli mój ukochany chce zjeść coś innego - przygotowuje sobie sam i ja nie widzę nic przeciwko.

Stawiam na roślinne jedzenie, które jest dużo zdrowsze, jednak nie zabraniam mu jedzenia mięsa. Jest wolnym człowiekiem, więc sam decyduje o swojej diecie. Od czasu do czasu sama mu przygotuję mięso, choć coraz rzadziej, gdyż nie jestem w stanie z etycznych względów dotykać martwych części ciał innych istot. Posiłki komponuję w taki sposób, żeby zarówno mi jak i jemu nie zabrakło żadnych składników odżywczych. To, co zjada w ciągu dnia - to jego sprawa i jego zdrowie, choć zazwyczaj staram się mu dać coś wartościowego do pracy. Często są to także posiłki wegetariańskie, na które o dziwo nie narzeka.

sushi w wersji roślinnej i tradycyjnej

Pudełeczka do pracy w wersji niewege i wege.
Zdjęcie niezbyt wyjściowe jednak nie dysponuję na chwilę obecną lepszym, więc musicie mi wybaczyć.

Często w lodówce mój ukochany chomikuje jakieś mięso, ser czy inne cuda, których ja nie ruszam. Nie mam nic przeciwko temu, żeby to leżało obok ogórka czy hummusu i nie robię z tego afery. Lecz kiedy słyszę, że niektórzy mają osobne półki w lodówce, lub co gorsza osobne lodówki, gdyż jedno drugiego się brzydzi, to mi się śmiać chce. Ja wychodzę z założenia, że zbyt wiele nas połączyło, żeby podzieliły nas garnki i lodówka. Strata czasu i energii.

A na koniec jeszcze krótki poradnik dla tych, którzy wszystko biorą sobie do serca.
Wydrukuj i koniecznie powieś na lodówce! 



EDIT 29/08/2018: Powyższy post powstał pół roku temu i w tym czasie zaszło wiele zmian. Mój facet coraz rzadziej je mięso z własnego świadomego wyboru. Nie miałam na to żadnego wpływu, nigdy nie sugerowałam mu żeby przestał jeść mięso, to była jego samodzielna decyzja z czego jestem przeogromnie dumna. Ja nie kupuję mięsa wcale, on natomiast sporadycznie kupuje sobie krewetki, rybę lub kurczaka. Przestał także być rzeźnikiem, co jest chyba największym sukcesem. Nie był to jego bezpośredni wybór, jednakże zmiana jego pracy ogromnie mnie ucieszyła, gdyż firma w której obecnie pracuje przygotowuje między innymi wegańskie jedzenie!


Spodobał Ci się wpis? Polub na facebook'u i udostępnij znajomym! 


8 komentarzy:

  1. U mnie jest to ogromny problem ze względu na to, że i moja rodzina jest bardzo mięsozera i rodzina mojego męża również. Nie jadłam mięsa przez dwa lata ale było mi bardzo ciężko ponieważ rodzina bardzo wszystko utrudniala, teraz planuję wrócić ale to po ciąży, bo narazie maluszek nie pozwala mi przejść obojętnie obok pieczeni :(
    Trzymaj kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci współczuję, po części rozumiem co czujesz... Wychowałam się na wsi, gdzie u mnie w domu zawsze były ogromne zapasy mięsa, produktów odzwierzęcych, jadło się dużo i tłusto. Mnie nigdy nie pasował taki sposób odżywiania stąd decyzja o zrezygnowaniu z jedzenia zwierząt, zwłaszcza że nie raz byłam świadkiem uboju prosiaka czy kurczaków.
      Co do nastawienia najbliższych uważam, że można im na spokojnie wszystko wytłumaczyć. Jeśli Cię kochają - niech zaakceptują Twoje wybory. W końcu Ty akceptujesz ich, prawda? Nikomu nie wolno niczego narzucać. Pamiętaj, że nie jesteś sama, zawsze możesz zajrzeć tutaj i poszukać wsparcia a ja będę Ci gorąco kibicować ;)

      Usuń
  2. Wpis jest fajny i nie neguję oczywiście jedzenia warzyw, ale uważam że takie mięso od czasu do czasu to też dobry produkt na posiłek. Ja uwielbiam filety z piersi kurczaka, które same w sobie są zdrowe i często stosowane do diet. Uwielbiam owoce i warzywa, ale nie przekonałabym się do jedzenie tylko i wyłącznie ich :P ale wpis fajny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna grafika. Dobrze, że nie starasz się narzucać swoich racji otoczeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tutaj głównie chodzi o względy etyczne, więc na temat właściwości zdrowotnych filetów z kurczaka się nie wypowiem. Fakt, że jest mi czasem przykro z powodu preferencji żywieniowych mojego mężczyzny, to jednak nie narzucam mu swoich racji. Staram się jedynie pokazać swoją postawą, że można inaczej i nie trzeba przyczyniać się do cierpienia na świecie :) Sama kiedyś jadłam mięso innych zwierząt (tak, ludzie to też zwierzęta), jednak z czasem nabyłam wewnętrznej świadomości i w tym momencie jedzenie innych istot kłóci się z moim sumieniem. My, ludzie, jako istoty obdarzone wyższą świadomością, uważający się za gatunek panujący nad światem, inteligentny - mając prawo wyboru - powinniśmy wybierać w taki sposób, aby nie krzywdzić słabszych, mniejszych i tych którzy nie mają prawa wyboru. Być może przyjdzie taki moment w życiu mojego mężczyzny, że sam podejmie decyzję. W tym momencie cieszy mnie to, że ma świadomość jak wygląda proces produkcyjny, jak zwierzęta są traktowane i jeśli już coś wybiera - wybiera z miejsc gdzie te zwierzęta miały godne warunki życia. Ja to nazywam paleolitycznym podejściem, od diety paleo ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jem mięsa od 3 lat, mąż i syn mięsożerni. Zdarza mi się gotować 2 obiady, ale coraz częściej zdarza się, że wszyscy jemy potrawy wegetarianskie lub weganskie. O dziwo nikt nie protestuje, mój mąż lubi mięso, ale dotarły do niego zdrowotne zalety diety bezmięsnej, mój syn lubi tylko niektóre mięsne potrawy i chętnie jada potrawy wegetariańskie.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja niestety mam problem w domu , mimo , iż mój prawie mąż sam sobie gotuje.
    Nie jem mięsa ssaków i ptaków od ponad 4 lat ( choć wciąż jem ryby), często są u nas wojny , iż zajmuję za dużo miejsca w lodówce , czy za długo gotuję w kuchni. Mój facet często korzysta z półgotowych produktów , do których coś sam dodaje jeszcze , na pewno nie jest to najzdrowszy sposób zywienia , jednak ja go nie sabotuję ani nie krytykuję , nie mogę jednak tego samego powiedzieć o nim.
    Jako , iż mam sporo różnych produktów , których nie jadłam wcześniej i których on ogólnie nie jada , wychodzi ,że potrzeba mi na nie więcej miejsca , a z tym u nas trochę ciężko.
    Myślę ,że on wolałby bym więcej kupowała rzeczy gotowych ,wtedy pewno bym mniej mu przeszkadzała swoją dietą. Mimo , iż nie narzucam mu swoich poglądów , on zarzuca mi , iż ja za dużo się koncentruję na gotowaniu etc , a ja jedynie chcę jeść zdrowo , jest to dla mnie jeszcze ważniejsze niż samo niejedzenie mięsa .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo smutne, że nie masz wsparcia w swoim mężczyźnie. Mój facet też korzysta z gotowych produktów, ale nie zdarzyło się żeby sabotował mnie w jakikolwiek sposób. Wie, że jedzenie (zwłaszcza to zdrowe) jest jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu i od początku naszego związku to akceptował, dlatego staram się gotować w taki sposób aby jemu również smakowało, a on żeby nie odczuwał tego braku mięsa pomimo jedzenia roślinnych dań. Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę powodzenia w bronieniu swoich wartości :)

      Usuń

Copyright © 2016 ŻYJ ZIELONO , Blogger